Włodzimierz Gwardyś: -Za zwycięstwo
dostawaliśmy budzik, czy dres, ale to były piękne czasy
-To
był talent, miał niesamowite możliwości - mówił o nim prowadzący spotkanie
redaktor Włodzimierz Rezner.
W
Klubie Olimpijczyka w Kielcach Włodzimierz Gwardyś, który w czasie swoich
startów reprezentował Lechię i SHL Kielce, spotkał się ze znajomymi z peletonu.
Z niektórymi nie widział się kilka, czy nawet kilkanaście lat. Była okazja do
wspomnień.
-Zacząłem
się ścigać, gdy miałem 14 lat, skończyłem w wieku 18 lat. Ojciec mi powiedział:
„idź się uczyć, bo z tego nie będziesz żył”. Skończyłem dwie Akademie Wojskowe
i przez 40 lat pracowałem w armii. A epizod kolarski to były piękne czasy.
Wtedy młodzi ludzie inaczej pojmowali sport. Teraz wszystko sprowadza się do
pieniędzy. My ścigaliśmy się za budzik za 300 złotych, za skórzaną teczkę, czy dres,
który po dwóch praniach można było wyrzucić. Ale my na to nie patrzyliśmy. Dla
mnie to było niesamowite, gdy mogłem zostawić z tyłu 150 zawodników. To była
adrenalina, smak zwycięstwa. Teraz wygrana potwierdzona jest odpowiednią
premią, ale to też jest piękne - mówił Włodzimierz Gwardyś.
Z
sentymentem wspominał współpracę z trenerem Mieczysławem Melą. -Ukształtował
mój charakter. Nazywaliśmy go „szef”. Wspaniały człowiek. Nauczył mnie walki, kładł
duży akcent na sprawy wychowawcze, co w przypadku młodych ludzi było bardzo
ważne - zaznaczył Włodzimierz Gwardyś.
Dodajmy,
że organizatorem cyklu spotkań po latach pod nazwą „Ocalić od zapomnienia” jest
Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Kielcach.
(Włodzimierz
Gwardyś (z lewej) w Klubie Olimpijczyka z sentymentem wspominał swoje starty.
Obok jego przyjaciel - redaktor Włodzimierz Rezner.)
|